Podziemna Wieliczka przyciągała ciekawe świata umysły co najmniej od XV stulecia. Oczywiście nie była to jeszcze turystyka sensu stricto, raczej podróże uprzywilejowanych, rzadkie, długie i ryzykowne. Pod koniec XVIII w. wcale nie było łatwiej. Wierzchem, powozem, wynajętą furmanką po kiepskich drogach… „Mój woźnica (…) kiedy wyruszył z Raby poważał mnie tak bardzo, że bał się wsiąść na własny wóz, w którym podróżował i biegł koło niego. Ulitowałem się nad nim i kazałem mu wsiąść. Jego szacunek dla mej osoby od tego momentu stopniowo spadał, aż wieczorem stał się w stosunku do mnie niemal bezczelny. Tendencja nasiliła się dzisiaj do tego stopnia, że byłem zmuszony zagrozić, że zrzucę go z kozła, a gdyby podróż trwała pół dnia dłużej, nie wątpię, że byłbym zmuszony wprowadzić swoje groźby w czyn” – wspominał Robert Townson, uczony ze Szkocji, lekarz i podróżnik, badacz Tatr, który wybrał się do nas w roku 1793.
Zatem wyprawa! Ekscytująca, „na daleką Północ”, hen za łuk Karpat, w głąb habsburskiego cesarstwa (w wyniku I rozbioru Polski w roku 1772 Wieliczka wraz z kopalnią znalazła się pod władzą Wiednia). „Trudno uwierzyć, że takie miejsce istnieje. (…) Znajdują się tu cuda darzone bezmiernym podziwem od niemal tysiąclecia. W tym czasie zręczne dłonie robotników kopalni soli w Wieliczce niestrudzenie przemieniały podziemną krainę ciemności w królestwo piękna” – takie oto słowa można było przeczytać w grudniowym wydaniu „The Strand Magazine” (a dokładniej amerykańskiej edycji zasłużonego brytyjskiego tytułu znanego m.in. z opowiadań o Sherlocku Holmesie).
Był rok 1898. Podróże liberalizowały się, a dzięki kolei żelaznej świat stawał się coraz mniejszy. Na mapie turystycznych wojaży Wieliczka lśniła coraz mocniej. Pod koniec XVIII wieku naszą kopalnię zwiedzało kilkadziesiąt osób miesięcznie. Na początku wieku XX po solnych szlakach wędrowało ok. 100 gości tygodniowo, a w roku 1960 ponad 150 tys. rocznie.
Autorem cytowanego wyżej artykułu zatytułowanego „Miasto w soli” był James Walter Smith, absolwent Harvardu, solidny amerykański dziennikarz, który do Wieliczki przybył w towarzystwie fotografa. Czy Smithowi i jemu współczesnym śniło się, że za nieco ponad sto lat (w 2005) wielickie podziemia zwiedzi milion turystów z całego świata? James Walter Smith pewnie nie wybiegał myślą aż tak w przyszłość, niemniej jego zachwyty najlepiej świadczą o potencjale kopalni, która podobała się i renesansowym humanistom, i oświeconym wielbicielom rozumu. Kiedyś „milion” brzmiał abstrakcyjnie, ale kto nie wierzył, że o małej Wieliczce słyszano nawet na wyspach Pacyfiku, ten również nie wierzył w moc i piękno zabytkowej kopalni.